Prędkość zmian (technologie i także energetyka) mogą być przyczyną naszego końca…
Zabiegani w codzienności naszego dnia nie uświadamiamy sobie, jak ulotny jest czas i jak szybko przyspiesza jego bieg, zmieniając naszą rzeczywistość. Cała historia ludzkości to około 300 tysięcy lat (jeśli liczyć od pojawienia się homo sapiens), a uwzględniając wcześniejsze formy człekopodobne doliczymy się jakiś 2,5 miliona lat. Z tego całego długiego czasu rozwoju tylko ostatnie tysiąclecia są znane i dokumentowane, ostatnie setki lat to postęp techniczny, który przyspieszał przez ostatnie stulecia, osiąga dziś niewyobrażalne tempo. Obecnie fundamentalne zmiany należy liczyć w dziesiątkach lat. Odczuwamy to tylko jako efekt uboczny (widzimy, że świat jest coraz dziwniejszy) i tak naprawdę ta prędkość zmian jest prawdziwym zagrożeniem. Ludzkość wydaje się mieć coraz większe trudności z dostosowaniem się do tego, co niesie każdy nowy dzień.
Na początku mojego życia, a nawet kariery zawodowej, energetyka wydawała się stabilna i dość konserwatywna. Dziś jednak przekształciła się w ekspresowy pociąg transformacyjny. Na początku (paleolit i neolit) oczywistym źródłem energii było drewno (także oświetlające jaskinie naszych przodków). W starożytności dorzucono węgiel drzewny oraz rewolucję w postaci lampek oliwnych używających zjełczałego tłuszczu zwierzęcego. Po kolejnych tysiącach lat, w średniowieczu dorzucono torf i świece wykonane z pszczelego wosku. Prawdziwa rewolucja nastąpiła około 500 lat później, gdy w okresie rewolucji przemysłowej pojawił się węgiel, rafinacja ropy naftowej i lampy, a nawet pierwsze formy oświetlenia ulicznego (lampy gazowe). Dalej poszło już jak z górki – nowe paliwa kopalne, elektryczność, uliczne oświetlenie wyrzuciło ciemność z naszych miast a coraz większe porcje energii pozwoliły na coraz większy komfort w domach. W ciągu ostatnich stu, a nawet pięćdziesięciu lat nastąpiło rozbicie atomu i opanowanie energii jądrowej (niekoniecznie tylko w celach energetycznych), a teraz, w ostatnich dekadach, obserwujemy powszechne przestawianie się na energię odnawialną w różnych formach. Przerażające jest właśnie to tempo zmian i kolejnych rewolucji technologicznych – miliony lat, potem dziesiątki tysięcy, tysiące, setki i dziesięciolecia. Można tylko pomyśleć co będzie dalej. Do tego wszystkiego musimy dostosować nasze życie, które przy okazji jest pod presją telefonii komórkowej, mediów społecznościowych, a teraz bitcoina i sztucznej inteligencji.
Czy jesteśmy w stanie to wszystko opanować? Obawiam się, że jest coraz gorzej. Trudno jest wytłumaczyć pracownikom, że technologia zmienia się w ciągu ich życia, i że muszą nagle zrezygnować z pracy (jak w przypadku górników i sektora węglowego). Równie trudno podejmować decyzje techniczne dotyczące samej energetyki (jak zarządzanie siecią i systemem – kiedy lawinowo zmienia się profil zapotrzebowania i potrzeby generacji). Trudno żyć w nowym rynku, gdzie cały czas mamy coś konkurencyjnego i zmiennego, ale z drugiej strony wszystko drożeje i zaczyna wszystkiego brakować. Zaczynamy coraz gorzej odnajdować się w nowej rzeczywistości, co ma oczywiście efekt uboczny w coraz większej wiary w spiskowe teorie, takie jak o Reptilianach, prądach kosmicznych, a także w wybieraniu kontrowersyjnych polityków, nie tylko do Sejmów i Kongresów, ale także na prezydentów zarówno wielkich jak i mniejszych państw. Właśnie nowi przywódcy, którzy w dużej mierze nie przeszli by standardowych badań psychiatrycznych do pracy w zawodzie operatora koparki, prowadzą nas w przyszłość, jeszcze bardziej rozchwiewając nastroje społeczne, powodując wojny i konflikty oraz coraz większą niepewność a także brak zaufania. W energetyce trudno uczyć nawet kogokolwiek, bo w opinii społecznej nie istnieje nawet jedna koncepcja jak powinien wyglądać system energetyczny i jaki energy mix, jeśli każda koncepcja spotyka zaraz kontr-dyskusję (zwykle w postaci rolki w TikToku), a eksperci traktowani są jak stare dinozaury i nudziarze, którzy nie potrafią znaleźć rozwiązania w 30 sekund, więc lepiej by się nie wypowiadali. Zaczynamy więc pędzić coraz szybciej jak w samochodzie bez hamulców, teraz nawet zakładając sobie na przednią szybę ciemną płachtę, ale za to pokazując na wielkim kolorowym ekranie w środku jakieś fajne obrazki i rolki z kotkami. Czy uda nam się wrócić do normalnego rozwoju – ostatnie 10 lat coraz mniej mnie do tego przekonuje, wydaje się, że trend jest raczej pesymistyczny a o nowych rzeczach w energetyce można już tylko pisać w sposób satyryczny lub katastroficzny.
Być może w ten sposób rozwiązaliśmy nawet zagadkę wyginięcia dinozaurów. Żyły one w epoce mezozoicznej (około 250 milionów lat temu) i przetrwały znacznie dłużej niż ludzie, bo przez prawie 200 milionów lat, by nagle zniknąć na historii Ziemi w zagadkowy sposób. Zwykle obwinia się (jak zawsze) zmiany klimatyczne lub uderzenie pozaziemskiej komety. A może… ich też zniszczyły zmiany technologiczne? Zostały z nich tylko kości i wykopaliska. A może właśnie w ostatnich ich milionach lat historii a może nawet ostatnich dziesiątkach tysięcy lat, dinozaury rozwinęły wysokotechnologiczną cywilizację i weszły na ścieżkę lawinowego postępu? Dinozaurowe komputery kwantowe wspomogły ich dinozaurowe social media a randki w wielkich centrach handlowych oświetlanych nowymi technologiami wyparły klasyczne spotkania w dżungli. Może wybór nowych przywódców stada – ich „prezydentów” – doprowadził dawnych władców Ziemi do katastrofy. I ta miła myśl, że rozwiązaliśmy tajemnicę ich zagłady, może nam towarzyszyć też i w myśleniu o przyszłości, gdzie za miliony lat nasze kości będą eksponatami w Muzeach Historii Naturalnej nowych władców Ziemi – być może futerkowych gryzoni. Będą oni patrzeć na nasze skamieliny (bo beton, plastik i inne nietrwałe formy cywilizacji dawno się rozpadną) i z uśmiechem dziwić się jak tak okropne zwierzęta z małymi wyleniałymi kawałkami futra na bezwłosym ciele, mogły kiedy dominować na Ziemi i właściwie jak to się stało, że teraz już ich nie ma.
Źródło: https://konradswirski.blog.tt.com.pl/