Kto się boi „Zielonego Luda”?
Pamiętamy pewnie z dzieciństwa grę w „Czarnego Luda”. Zabawa ma swoje korzenie w Niemczech (nomen omen) i odnosi się do dawnych czasów wielkiej zarazy. „Czarny Lud” – groźna postać, tak naprawdę właściwie nie wiadomo kto, który przyszedł z nie wiadomo skąd, stoi naprzeciwko grupy dzieci i w pewnym momencie (m.in. po wymianie zdań „Kto się boi Czarnego Luda”) zaczyna je gonić. Kto zostanie dotknięty dołącza do jego zespołu i w następnej kolejce też łapie i zaraża. Wraz z postępem medycyny, ta popularna kiedyś gra straciła trochę na atrakcyjności, ale wydaje się, że niedługo będzie znowu reaktywowana – w odmianie „Kto się boi Zielonego Luda”. Piątkowe manifestacje, kuriozalne okupacje sejmu na krzesłach i właściwie cała kampania przed kolejnymi wyborami do europarlamentu ma tylko jedną postać z horroru, którego należy się bać – „Zielony Ład”. Nasz nowy strach przyszedł w 2019 r. – kiedy wizja Zielonego Ładu została przyjęta (także przez Polskę) w UE. Wydaje się, że jednak do tej pory nikt (przynajmniej z polityków) nie przeczytał ani nie zastanowił się o co w Zielonym Ładzie chodzi, ale to nawet lepiej, bo okazuje się, że dzięki temu możemy go obwiniać o wszystkie nieszczęścia. Inflacja, podwyżki cen energii i benzyny, spadek wydobycia węgla w kopalniach, utrata pracy, konkurencja chińskich producentów, złe zbiory, wymagania dotyczące jakości, problemy z odpadami, których nie możemy sobie wyrzucać i dziwne zakazy palenia śmieci – to wszystko Zielony Lud. Na dodatek… łapie i zaraża. Wrzuca kolejne dyrektywy, uchwały, regulacje i zabrania jeździć dieslami, zamyka gazowe piece, każe termodernizować budynki, przynosi jakieś dziwne słoneczne panele, zabudowuje nasze pola wiatrakami i podnosi cenę za parkowanie starych samochodów w centrum. Ogranicza także wysypywanie nawozów na pola i kieruje naszą uwagę na warzywa i nie daj Boże na konsumpcję świerszczy i dżdżownic. Trzeba więc uciekać! Politycy ochoczo rysują linię – po tej stronie bronimy naszej wolności i nie damy się zazielenić. Radosna koncepcja zdobycia kilku punktów procentowych w wyborach rozwalcowała już nasze podejście do Unii Europejskiej a za chwilę wytworzy kolejny (jak przy angielskim Brexicie) wykoślawiony obraz Unii Europejskiej (tam zajmowano się normą krzywienia bananów). Nie wiemy dokładnie czego się boimy, ale podświadomy strach ogarnia kolejne obszary społeczeństwa. Zamach na naszą wolność, nasze tradycje, nasz dom – może trochę koślawy i nieszczelny i ze starym węglowym piecem – ale wolny i zdrowy (według nas) i daleki od zieloności. Więc … uciekajmy!… tylko tak zastanawiając się to czy uciekając nie wpadamy znowu w objęcia „Czarnego Luda”. Chciałem napisać, że może zamiast uciekać warto coś jednak przeczytać i się zastanowić ale nagle zrozumiałem, że jako dzieci woleliśmy biegać po podwórku niż zajmować się nauką. Tak będzie i teraz – w końcu politycy najbardziej lubią jak przestraszeni biegamy od jednej strony do drugiej.
Kto buduje wartość energetycznych koncernów – czyli giełda na huśtawce.
Jedno zdanie Ministry i 10% wartości koncernu w górę lub w dół…
Teoria mówi, że wartość spółek na giełdzie budują ich wyniki finansowe, charyzmatyczne i stabilne zarządy z długoterminową strategią, ciągła współpraca z klientami i przemyślane inwestycje. W warunkach polskich i w energetyce… absolutnie nie. U nas najważniejszym czynnikiem budowy wartości jest … jedno zdanie Ministry Przemysłu. Inwestorzy i fundusze z zapartym tchem śledzą zdania a kurs zachowuje się jak na rollercosterze. Na początek ministerialna wykładnia (w prasowych wywiadach) pokazywała koncepcję, że aktywa węglowe w koncernach zostają (koncepcja NABE upada) a może jeszcze dołożymy im kopalnie, ale za to dobierzemy dystrybucje. Kurs 5-10% w dół. Ostatni – radykalna zmiana – aktywa węglowe zostaną przejęte przez państwo (coś jak NABE wraca choć bez szczegółów). Kurs 10-15% w górę. Czekamy na kolejne wywiady i na sinusoidę zmian wartości spółek (każdy procent to miliardy w wycenach) i z napięciem śledzimy notowania. Komisja Nadzoru Finansowego zastanawia się nad regulacją jak obłożyć dziennikarzy robiących wywiady klauzulami tajności, bo wiadomo, że mogą wykorzystywać informację dla „insider trading” przed publikacją. Co ciekawe na ulicach protestujemy przeciw zielonemu, ale kilka razy powtarzane zdania o przyśpieszeniu transformacji energetycznej spowoduje dwukrotny wzrost indeksu WIG-Energia – co jest kolejnym przykładem na niezbadaną duszę Polaka – jesteśmy przeciw, bo ogranicza to naszą wolność, ale chętnie na tym zarobimy i tam byśmy dołożyli nasze oszczędności. Na dodatek i tak wszyscy wiemy, jak skończy się historia i że aktywa węglowe zostaną z koncernów jakoś wydzielone, pozostaje tylko pytanie – kiedy? Jeśli więc Ministerstwo chciałoby zrobić kolejny wywiad na temat – to bardzo chętnie usłyszałbym to wcześniej i podam sprawdzony sposób na przemnożenie oszczędności.
Zaklęte koło energetycznych zagadek – trzeba „patrzeć w serce”
Problem jakim rozumem nie rozwiążesz – który pokazywany jest często na X (dawniej „Twitter”) a dotyczy możliwości polskiego górnictwa.
Zagadka
- Niemcy zamknęli wszystkie kopalnie węgla kamiennego, ale zostawili wciąż pracujące elektrownie węglowe (do 2035-2038 r.).
- Niemcy importują węgiel kamienny.
- Polska jest producentem węgla kamiennego i jest to nasz skarb narodowy.
- Czy Polska eksportuje węgiel do Niemiec?
Rozwiązanie
- Nie, Polska nie eksportuje węgla, ponieważ koszt jego wydobycia jest znacznie wyższy niż innych producentów z innych krajów. Przede wszystkim wynikający ze sposobu wydobycia (odkrywkowe) i wydajności produkcji.
- Polskie górnictwo sprzedaje swoją produkcję wyłącznie do krajowych elektrowni, które nie mogą importować (lub jest to ograniczane) węgla z innych krajów, a więc produkują drożej energię elektryczną niż elektrownie niemieckie.
Jeśli już o filozofii Zielonego Ładu to także coś co też można tylko sercem.
Zagadka
- Polska importuje rocznie paliwa (głownie ropa) za 100 mld zł.
- Corocznie Polska wydaje około 4 mld zł na import węgla, a teraz 7-10 mld zł na dotacje dla górnictwa.
- Płacimy też za gaz – jak niskie ceny to około 30 mld zł, a jak wysokie to nawet 80 mld zł rocznie.
- Transformacja energetyczna ma na celu zastąpienie produkcją OZE (zlokalizowana w kraju) zużycia paliw.
- Czy mamy pieniądze i chęć transformacji i inwestycji w zielone technologie, np. 30 mld zł rocznie?
Rozwiązanie
- Nie, bo protestujemy przeciw Zielonemu Ładowi, który ma na celu zniszczenie dotychczasowego sposobu zużywania paliw i uzależniania od importu.
- Chcemy odrzucenia regulacji dążących do zastąpienia (w długim horyzoncie) pojazdów spalinowych przez elektryczne, a także chcemy utrzymać produkcję z węgla.
- Nie wprowadzając transformacji energetycznej tracimy konkurencyjność gospodarki (wyższe koszty energii, bo technologie OZE będą tańsze) i nie będziemy mieli przemysłu, ale będziemy dalej za to importować paliwa (jak i węgiel) za grube pieniądze.
Można dalej mnożyć, ale w końcu wszyscy wiemy, że po co racjonalizm i normalna dyskusja, kiedy jak mawiał wieszcz „miej serce i patrzaj w serce” … problem niestety tylko potem z dziurą w kieszeni.
Źródło: www.konradswirski.blog.tt.com.pl